Przejdź do treści

Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku

Na próbie czytanej damatu Doroty Masłowskiej, napisanego specjalnie na zamówienie warszawskiego Teatru Rozmaitości nadkomplet. Masłowska budzi zrozumiałe zainteresowanie – młoda widownia wychwytuje z tekstu każdą okazję do śmiechu. Nowa komedia?


Trudno powiedzieć, bo czy dzisiaj w ogóle istnieją czyste gatunki, raczej tragikomedia – jak to u Masłowskiej strumień „gadany”. Oczywiście tytuł jest pułapką – nie ma tu żadnych biednych Rumunów, a tylko młodzi imprezowicze,  podający się za Rumunów, ale „rumuński” chwyt wcale nieźle otwiera puszkę z ksenofobią, niechęcią do obcego, polskimi kompleksami. Masłowska opowiada historię o parze przypadkowo poznającej się na imprezie – Ginie, która przepija i wyrzuca na kleje całe alimenty, i młodego aktora o przezwie Parcha, który w przypływie alkoholowego gestu pozbywa się wszystkich pieniędzy i MP3 na dodatek i obdarowuje nimi kierowcę, którego wcześniej zmusza siłą do autostopu. Gina udaje ciężarną, Parcha udaje bandytę. Kiedy przychodzi wytrzeźwienie usiłują wrócić do Warszawy (on ma zdjęcia do serialu, w którym gra księdza Grzegorza, ona zostawiła dziecko w przedszkolu). Nie znajdują pomocy w przydrożnym barze – bez pieniędzy nie ma telefonowania! Łapią okazję – tym razem pijaną reprezentantkę nowobogackich, a po wypadku, który ona powoduje, znajdują nocleg u Dziada (postać cokolwiek mroczna i groteskowa, wielbiciel seriali, który Parchę bierze za prawdziwego księdza), u którego Gina popełnia (chyba) samobójstwo. Może to tylko Parsze się zdawało?
Oś dramaturgiczna kaprysi i zmienia się – najpierw opowiadaczem jest kierowca, zeznający bodaj na policji, modyfikujący wersję wydarzeń na użytek władzy, potem kierowca znika i perspektywa opowieści się zmienia. Najpierw – to wygląda na Pinterowskie odwijanie pamięci (typu: „Dawne czasy”), potem na black’out-y z filmu drogi. Ta niejednorodność to wada konstrukcji, która jednak zawiera obraz zagubienia „szaro-złotej” młodzieży, nie znajdującej dla siebie miejsca, zdesperowanej, zagubionej. Na koniec Parcha przemawia do żyjącej-nie żyjącej Giny: Wiesz czego ci trzeba? Miłości. To najwyraźniej kpina, ironia, ale gdzie głębsze znaczenie? Chyba w… języku, który uchyla drzwi do kalekiego świata polskiej młodej duszy.
Sztuka na razie tylko czytania, obarczona grzechami niedopracowania (już widać, że są tu świetne role Rafała Maćkowiaka czy Zygmunta Malanowicza), zapowiada mocny spektakl, który w następnym sezonie ma pojawić się na afiszu TR Warszawa.

Tomasz Miłkowski

Dorota Masłowska., „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku”, próba czytana. Opieka artystyczna Grzegorz Jarzyna, TR Warszawa

Leave a Reply